czas jakiś, poczem, zwracając się do Jana, cicho wyszeptał:
— Ot, widzisz, co się ze mną stało? Konam powoli już od paru miesięcy i umrzeć nie mogę. Pamiętasz, jaki zdrów byłem? Pamiętasz? — i uśmiech rozjaśnił mu wyniszczoną twarz. — Ale i ty, mój Janku, nieszczególnie wyglądasz, zmizerniałeś!
Mój Boże, tyle lat, jakeśmy się nie widzieli!
— W lipcu skończyło się osiem — dodał Jan.
I poczęli sobie opowiadać, co przeszli, co przecierpieli. Jan z gorzką rezygnacją przedstawiał swoje borykania się z losem — ostatni zawód opowiadał szczegółowo, lubując się wrażeniem, jakie mowa jego wywierała na schorowanym, nerwowym Józiu, który co chwila przerywał opowiadanie wykrzyknikami, pełnemi współczucia.
Dziwna rzecz, Jan mimo radości, jaka mu sprawiała myśl, że uściśnie dawnego
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/32
Ta strona została przepisana.
— 32 —