nak swych słów, gdyż Merka wybuchnęła płaczem i żalami. Ledwie ją uspokoił, tkliwego bowiem była serca i bardzo do niego przywiązana; prędko też pomiędzy nimi nastąpiła zgoda.
— Mnie tylko słuchaj i nie bój się niczego — zapewniał ją gorąco. Uwierzyła mu w zupełności i była już tak spokojna, że z przyjemnością zajęła się pakowaniem kufrów i tobołów. Franek jej pomagał, gdy jakoś we wtorek najniespodziewaniej przyjechała ze Screnton Besie. Franek po obiedzie zaprosił obie siostry do apteki na lody, ale zgorszony zachowaniem się Besie, jej wyzywającym strojem i uwagą, jaką zwracała na siebie, wykręcił się jakąś pilną sprawą i zostawił je same. Besie była temu rada, gdyż mogła swobodnie gadać, co był jej ojciec polecił. Paplała też nieustannie.
— Wiesz, tam w Polsce nie znają nawet ice cream’ów. I ludzie razem z krowami mieszkają! I wszyscy chodzą boso. Strasznie mi cię żal. Ojciec ma nadzwyczajny
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/321
Ta strona została przepisana.