Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/325

Ta strona została przepisana.

ciemny, i głównie trzeba mu oświaty. Sami księża nie wystarczą.
— Powiedzieliście świętą prawdę, matko — wykrzyknął Frank, całując ją w rękę.
— Żydzi mają oświatę i wszystkich za łeb trzymają — dodała któraś.
— A polski ciemny naród pracuje na wszystkich.
Wpadła księża gospodyni, zadyszana srodze i wystraszona.
— Ksiądz przyzywa was telefonem do szpitala, Michałowi coś się stało...
I piorun nie sprawiłby większego wrażenia, wszyscy zerwali się z miejsc.
Merka pobladła na płótno, zatoczyła się, jakby pod uderzeniem, i bez słowa, jak stała, skoczyła z werandy i pobiegła środkiem ulicy do miasta.
Frank poleciał za nią, nie mogąc jednak dogonić — leciała, niby wicher.
Szpital stał na dole, nad rzeką, prawie obok kopalni. Zebrało się już pod nim sporo ludzi, a wciąż nadbiegali nowi. Blady