druha, gdy go ujrzał, ochłódł, coś się w nim zerwało, jakby ta nić sympatji, która ich dawniej łączyła.
Zamknął się w sobie, choć nazewnątrz był wylany. Z jakiemś dziwnem uczuciem wzrok jego ślizgał się po skromnych meblach, żeby tak powiedzieć, bezwiednie taksująco.
Długo w noc gwarzyli o przeszłości; chory ożywiał się, zapalał, twarz mu pojaśniała. Zwierzył się Janowi z uśmiechem poczciwej radości, że miał narzeczoną. Pobiorą się, jak wyzdrowieje.
— A żebyś wiedział, jaka dobra, jaka rozumna, serdeczna dziewczyna.
— Kochacie się? — szepnał Jan z jakąś niechęcią w głosie.
— Czy się kochamy? dobry sobie! — uśmiechnął się z politowaniem, że można pytać o to. — A ty, Jasiu, nie kochasz, nie żenisz się?
— Mój drogi Józiu, daruj, ale ci powiem, że kochają się tylko ci, którzy mają wiele pieniędzy, wiele czasu, wiele naiwno-
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/33
Ta strona została przepisana.
— 33 —