mawia — rzucił się Kubuś. — No, co z tym seansem?
— Marjeta już wpadła w trans, może my zaczynać. Wojtek, potrzebujemy ciszy.
Obsiedli okrągły stolik, gdy Kubuś gwałtownie zerwał się z miejsca.
— Mam genjalną myśl! Zaprośmy Adama na seans, nie będzie się nudził. Ustawię go na czworakach, na grzbiecie położyć jaką deskę, i zasiądziemy przy nim, jak przy stole. Nie obawiajcie się, nie zaprotestuje.
Pomysł przyjęto wesołym śmiechem. Obsiedli szkielet, i zgasło światło.
— Tylko bez kawałów — upominał jeszcze Smok, obejmując prowadzenie seansu.
Siedzieli w głuchem milczeniu i bardzo cierpliwie, ale czas upływał tak wolno, i tak monotonnie zacinał deszcz w szyby, i tak monotonnie bełkotały rynny, że już niejednego ogarniała nieprzemorzona senność.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/350
Ta strona została przepisana.