Ta strona została przepisana.
światłem ludzie, ale, na widok goniącego szkieletu, martwieli z przerażenia, kobiety mdlały. Cała uciekająca gromada stoczyła się po schodach jak huragan i wypadła na podwórze.
Szkielet zawrócił zpowrotem.
Widzieli go, jak spokojnie wchodził z piętra na piętro. Stopnie schodów trzeszczały pod nim i wyraźnie rozlegał się suchy odgłos jego kroków.
Z zapartym tchem, w niemem przerażeniu. patrzyli, jak wymijał zebranych pod drzwiami, jak się przeginał, wstępując coraz wyżej, i jak wszedł do pracowni. Z hukiem zawarły się za nim drzwi.
Stanął na dawnem miejscu pod ścianą i znieruchomiał.
Marjela, przyczołgawszy mu się do nóg, padła nieprzytomna.
Opowiadano mi o tym seansie.
Warszawa, 17 kwietnia 1924.