Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/363

Ta strona została przepisana.

guldeny. Zaś jakieś kuzynki admirowały go z nabożeństwem. Chłopak był ładny, smukły, miał z osiemnaście lat, jasne włosy, błękitne oczy i twarz dzieciucha. Ale trzymał się twardo i nie dał rozczuleniem, bo skoro trąbka zagrała, ojcu ścisnął rękę, matkę ucałował, siostry pogłaskał, ciotkom się pokłonił, kuzynkom salutował, trzasnął obcasami, wykręcił się na pięcie i stanął w szeregach, mężnie powstrzymując cisnące się łzy.
Ruszyli pochodowym krokiem wśród muzyki, powszechnych płaczów, wołań i krzyków:
— A zapnij się — wołała za nim matka. — Masz tam wełniane pończochy, pamiętaj tylko, żebyś się nie zaziębił — ostrzegała, biegnąc jeszcze za nim.
Załopotał Biały Orzeł na amarantach, wzięli krok mocny, i z wszystkich piersi gruchnęło:

«Wojenko! Wojenko! Cóżeś ty za pani,
Że za tobą idą chłopcy malowani!».