kich przejściach nie mogłem wewnętrznie pozostać tem, czem mnie znałeś. Wiele rzeczy z tych, co stanowiły moją istotę moralną, odrzuciłem na śmieci. W te zaś, co pozostały, nie wierzę, a wszystkiemi gardzę i nienawidzę, bo są i były sprawcami wszystkich moich cierpień. Zresztą już doszedłem do granicy, gdzie zaczyna być wszystko jedno! Upadłem! nie przez czyny, ale gorzej, przez rozmyślanie o ich spełnieniu. Wszystko mi już jedno, czy będę wyżej, czy niżej, czy komuś źle — ja wiem to jedno, że mnie jest źle. Sam prawie już nie cierpię, chyba wtedy, gdy zwierzę we wnętrznościach moich ryczy «jeść»! gdy mu nie mam co rzucić na uspokojenie! Ale to ból fizyczny. Jeżeli na co czekam z utęsknieniem — to na śmierć. Oby prędko przyszła, ta boska pocieszycielka. Oby prędko... bo... bo się boję sam siebie... mówił napozór głosem spokojnym, tylko po twarzy przelatywały mu błyskawice nienawiści i bólu, a oczy płonęły ponuro. Chodził po pokoju, przysta-
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/44
Ta strona została przepisana.
— 44 —