Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/55

Ta strona została przepisana.

— Nie, tam było napisane tylko «Safo» a nie «Safo Daudeta».
— Gęś — mruknął Jan i spuścił wzrok, bo wstyd mu było spojrzeć jej w oczy i Józiowi... — Szkoda!
Odchodząc, obiecała codzienne odwiedziny. Na pożegnanie podała rękę Janowi. Ciepła, delikatna, miękka dłoń podziałała nań dziwnie przyjemnie... byłby ją dłużej zatrzymał, lecz nie śmiał.
Skoro wyszły, Józef zawołał triumfująco:
— No cóż? Przesadziłem? Jakże ci się wydała?
Jan, milcząc, chodził po pokoju.
— Nie odpowiadasz, sumujesz wrażenia?
— W istocie, i to wrażenia bardzo dziwne a przyjemne.
— A widzisz — w rezultacie jednak?..
— Bardzo ładna, pełna wdzięku... Zrobiłeś, o ile mi się zdaje, szczęśliwy wybór...
— Jestem o tem najmocniej przekonany...