Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/58

Ta strona została przepisana.

— I nic więcej, cóż mogę więcej żądać? Być kochanym — kochać, mieć jaki taki byt, to dla mnie wystarczające. Stworzyć sobie maleńki swój świat. Wypełnić obowiązki serca, zharmonizować się z otoczeniem, dostroić do okoliczności. Nie zaznać wielkich cierpień, nie marzyć, nie szybować po wyżynach, ani nie pełzać — tylko iść, iść gładko, równo, wielkim gościńcem...
— Pospolitości — dorzucił Jan.
— A tak, niech będzie pospolitości, jeśli ta pospolitość, jak ją nazywasz, będzie szczęściem!
— Względnem!
— Mniejsza o to, czy to szczęście jest sobie zwyczajnem, pospolitem szczęściem, aby tylko niem było. Zresztą może, będąc szczęśliwym, nie analizuje się rodzaju swego szczęścia?
— O, tak! Przejść przez życie pod pachę z żoną — do tego ładną, być elegancko ubranym, dobrze odżywionym, z pewnym zapasikiem grosza na nieprzewidziane,