cię posiąść, musisz przyjść do mnie choć na dzień jeden, na godzinę. Musisz! Zniewolę cię siłą, jeśli nie uproszę, porwę choć przez łzy cudze, przez krew czyjąś, jeśli sama nie przyjdziesz! — Upadł na kanapę, wyczerpany, rozstrojony, zakrył twarz rękami, bo łzy mimowoli spływały mu po policzkach, i łkał...
Józef nie rozumiał tej niemej sceny, nie mógł pojąć, co mu się słało, zaczął pytać, lecz Jan nie odpowiadał, więc zamilkł, odwrócił się, wyciągnął na fotelu, okrył nogi kołdrą i zasnął.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Codziennie po południu przychodziła panna Adela z matką, czasami z bratem lub ze służącą. Była zawsze pełna wesołości i niewyczerpanej troskliwości o zdrowie Józefa, nad którym czuwała z macierzyńską dobrocią. Przyjście jej rozjaśniało twarz Józefa, a smuciło coraz bardziej Jania.
Sprawiało mu niewypowiedzianą przy-