opowiadającego. Na stuk otwieranych drzwi opowiadający szybko się odwrócił.
— Właśnie mówiłem o tobie panu Naczelnikowi — zawołał Józio.
Jan skłonił się, szepcząc jakieś banalne przywitanie.
— A ja to samo, co panu, mówię koledze, że teraz nic jeszcze niema, musi pan poczekać.
— Pan Naczelnik był łaskaw obiecać, że przy pierwszym wakansie nie zapomni o tobie.
— Przy pierwszym? Dziękuję — odpowiedział Jan, aby coś powiedzieć. Jakieś kołysanie czuł w sobie, jakąś gorączkową pracę mózgu. Rzeczywistość zasłaniała mu już zwolna marzenia. Rozpościerała się w nim codzienna, szara troska. Przytłumione głosy życia przebijały się z trudem przez świetlaną zasłonę i wołały nań: — Szalony!
— No, tak, przy pierwszym. Ale ja sobie pana doskonale przypominam.
...Kocham, kocham! ja nędzarz, ja,
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/70
Ta strona została przepisana.