lepszenie. Z wiosną, ze słońcem, z ciepłem wracały siły i zdrowie. Doktór, dawniej prawie codzienny gość, bywał teraz rzadko... Zacierał ręce, klepał chorego po ramieniu i, ukazując ręką przez okno na świat jasny, wiosenny, mawiał:
— To, panie, lekarstwo — najlepsze! A taki medykament — poprostu cudowny — dodawał ciszej, spotkawszy u chorego Adę.
Pewnego razu spotkał się z Janem na stacji.
— No, jakże tam chory? — spytał Jan, siląc się na obojętność.
— Widzi kochany pan, to jest tak: jeśli chory przetrzyma ten miesiąc... — było to w połowie kwietnia.
— To... — podchwycił Jan żywo.
— To może doczekać jesieni a najdalej drugiej wiosny. To są, panie kochany, prawdziwe suchoty, choroba w skutku jedna, ale mająca bardzo ciekawe momenty, szczególniej, kochany panie, te ciągłe wahania... Zdaje ci się, że już mortus, a tu
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/82
Ta strona została przepisana.