poprawa, jest poprawa, zupełnie nawet dobrze, trach! i nie żyje... Ot, co, kochany panie... ot, co! Pan Józef może żyć tydzień, a może żyć rok... Ot, co!
— Nie będzie żył dłużej nad tydzień, nie będzie — mruknął przez zaciśnięte zęby i pożegnał doktora.
W oknie mignęła twarz Ady. Podszedł. Wyglądała oknem i nieznacznym ruchem przywołała go.
Wszedł do mieszkania. Panna Ada stała przy fortepianie, machinalnie przerzucając nuty.
Na jego powitanie, pełne serdecznego ciepła i troskliwości, nic nie odpowiedziała, nie podała ręki. Twarz miała pobladłą, surową; oczy podkreślone ciemnemi obwódkami. Usta, lekko ścięte, spalone były gorączką. W całej postaci widniał jakiś przymus. Nie zważał na to. Ujął jej rękę, cofnęła ją śpiesznie.
— Pani! Aduś moja! tak dawno cię nie widziałem! tak...
Przerwała mu śpiesznie:
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/83
Ta strona została przepisana.