Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/9

Ta strona została przepisana.



PRACY!

— Czego pan sobie życzy?
— Przyszedłem prosić pana Naczelnika o jakiekolwiek zajęcie — odparł młody, dwudziestokilkoletni mężczyzna, o ostrych, ciemną skórą powleczonych rysach twarzy.
— Ha! ha! ha! paradny sobie! — wybuchnął Naczelnikiem zwany i odsunął się z krzesłem od biurka, aby się przyjrzeć występującemu z tak dziwnem żądaniem. Zmierzył go zimnym wzrokiem, przyjrzał się badawczo — jego szare oczka z inkwizytorską dokładnością oglądały postać stojącego, na której nędza i zimno wycisnęły jaskrawe piętno.
Strój miał ladajaki, prawie letni, płaszcz nieokreślonego koloru, straszliwie