Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.
98
WŁ. ST. REYMONT

od łkania usta, i te oczy, pełne łez, miłości i uśmiechów.
— Nie można, panie Leonie, nie można! — szeptała przez łzy, napół przytomna, i odwracała głowę, a bezwiednie cisnęła się do niego i oddawała pocałunki, i czuła, że jej jest tak dobrze, tak strasznie dobrze, jak nigdy w życiu nie było.
— Kocham cię, Lili! kocham cię! kocham... Spojrzyj na mnie! Jedyna!
Klęknął przed nią, objął jej nogi i całował kolana, małe stopy, suknie — waryował zupełnie.
Ktoś zastukał w drzwi, Lili wyrwała mu się z objęć i uciekła za parawanik, wszedł chłopak od kupca z pakietami.
Gdy znowu zostali sami, Leon