Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.
101
LILI

z nami nie było? — zapytała jakby zdumiona.
— Usługiwałby pani Jańcio! — odparł przekornie i na przeproszenie zaczął całować jej ręce.
— Jańcio! a to zabawne! Jańcio! Gałkowska ról i peruki mniej pilnuje, niż jego!
— Kiedy panie wyjeżdżacie na wigilię?
— O szóstej mają przyjść konie po nas.
— A powrót?
— Jutro rano. Wie pan, przyszła mi jedna myśl w tej chwili, że przecież prędzej czy później, to pan wyjedzie z teatru i powróci do domu...
— Tak, powrócę, nawet prędzej, niż pani przypuszcza.
— Prędzej? — zapytała cicho