Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.
104
WŁ. ST. REYMONT

— Jakto! ja pańską żoną!
Zerwała się cała w płomieniach.
— Panno Lili, kocha mnie pani troszkę? Prawda, że kocha! więc bardzo seryo proszę, abyś zechciała być moją żoną. Wyjedziemy z teatru, zabierzemy mamę i pojedziemy na wieś, do nas. Tak dawno miałem to powiedzieć, tak dawno chciałem, tylko nie byłem pewny, czy mnie pani kocha... Ale dzisiaj już wiem, że mnie kochasz. Lili! Lili moja jedyna, mój ptaku złoty, nic nie mówisz! Powiedz słówko, jedyna! W twoje ręce składam całe życie... Lili, no... przemów!
Ale Lili nie odpowiadała, patrzyła w niego z przerażeniem; potem twarz zaczęła jej gorzeć,