Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.
106
WŁ. ST. REYMONT

Objął ją ramieniem i całował po włosach i twarzy; oderwała się od poduszki, zarzuciła mu ręce na szyję i okrywała twarz namiętnymi pocałunkami, a potem się odsunęła nieco i zapadła w głębokie zamyślenie. Spoglądała na niego z czułością i głębokiem rozradowaniem, a łzy radości i szczęścia napełniały jej oczy i niby wielkie jasne perły staczały się po twarzy.
Zaczął nową seryę pocałunków, wyznań i pytań, ale nie odzywała się prawie, czuła się onieśmielona. Nie mogła się oswoić z tem, co słyszała, bo nigdy nie myślała o czemś podobnem. Wiedziała, że ją kochał, kochała go również całą wielką, pierwszą miłością!... Ale zostać jego żoną,