Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.
111
LILI

— Mam.
— Twoi rodzice to wielcy państwo. Pamiętam ten wasz pałac; byłam tam u was z benefisem, z Korczewskim.
— Ależ to nie pałac, zwykły dwór, a moi rodzice bardzo dobrzy ludzie.
— Ty jesteś także wielki pan, nieprawdaż?
— Nie mów tak, jestem przedewszystkiem twój.
— I bardzo mi dziwno, że kochasz mnie, że nie wstydzisz się kochać jakąś biedną, nieznaną dziewczynę.
— Lili jest bęben, cicho! — zawołał, chcąc jej przerwać.
Ale ona nie roześmiała się, tylko snuła dalej nieubłaganie