Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.
117
LILI

Nie poszedł za nią, bo nie śmiał i coraz mniej rozumiał co się z nią dzieje, poco mówiła mu o domu, co znaczyły te akcenty bólu w jej głosie i te łzy, które nie były łzami szczęścia, lecz jakby płaczem rozpaczy. Nie miał czasu rozmyślać, bo weszła matka i już od progu mówiła:
— Czekaliśmy u Korczewskich na was, a z tego powodu Gajkowska robiła tak złośliwe domyślniki, że chociaż jestem spokojna kobieta, nawymyślałam jej.
Zakrzewski się podniósł zmieszany, bo domyślniki musiały dotyczyć jego i Lili
— Nie poszliśmy, bo.. bo... ja się właśnie dzisiaj oświadczyłem pannie Lili... i jeżeli pani nic nie ma przeciwko temu, to proszę