Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.
119
LILI

niła pocichu kilka słów z córką i usiadła na zwykłem miejscu, rozkładając książkę na parapecie, ale nie czytała; błądziła oczami po podwórzu pełnem drobiu rozgrzebującego śnieg i nierogacizny tłoczącej się przy korycie, a myślami błądziła gdzieś daleko, może w przeszłości, bo na jej bladych ustach wykwitł dziwnie smutny uśmiech, jakby wspominała umarłych. Jej suchy profil miał ślady wielkiej piękności, a cały wyraz twarzy i przedwczesna siwizna [świadczyły][1] , że wiele cierpiała w życiu.

Zrobiła się przykra cisza, bo Lili wciąż szlochała za parawanem, a Zakrzewski nie wiedział co robić ze sobą; przysiadał, to chodził, zaglądał za parawan, to znowu mówił o swoich planach,

  1. Przypis własny Wikiźródeł  Błąd w druku; brak słowa świadczyły. Uzupełnienie na podstawie innego wydania.