Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.
124
WŁ. ST. REYMONT

mniał o nim zaraz. W mieszkaniu było dziwnie zimno, pusto i brzydko; ale że nie miał gdzie iść, zaczął chodzić po pokoju i rozmyślać o Lili.
»Kocham cię!« powtarzał jak echo i rozpłomieniał się, wyciągał ramiona, jakby chciał objąć tę drogą, ukochaną istotę, ale równocześnie jakiś ciemny niepokój przenikał mu serce, przyćmiewał wewnętrzne płomienie; stawał na środku pokoju bezradnie, oglądał się dokoła, słuchał, jakby chcąc się dowiedzieć, skąd pochodzą te dziwne dreszcze obawy, dlaczego są w nim teraz, w takiej chwili? Nie znalazł w sobie odpowiedzi, ale czuł coraz silniej, że przez tę jasność miłości, przez to jej promienne, słod-