Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.
137
LILI

rozblasku i jakby goniły oczami przechodzącego.
Przyśpieszył kroku, bo pootwierane drzwi do pustych cel wionęły na niego grobową atmosferą, a przytem usłyszał niewyraźne, splątane dźwięki śpiewów, płynące z mieszkania Korniszona, położonego w końcu korytarza.
Pchnął nizkie, zielone drzwi i znalazł się w wielkiej sklepionej izbie.
Korniszon, Olkowski i Feluś siedzieli przed ogromnym piecem z zielonych kafli, w świetle wielkiego, wesoło trzaskającego ognia, wybijali takt kijami i śpiewali, a przed nimi, na ławce, stała butelka wódki, chleb, kilka wędzonych śledzi i kartofle pieczone.