Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.
144
WŁ. ST. REYMONT

wowo i spojrzał nieśmiało na freski.
— Doskonale pamiętam, przechodzili koło mnie... głowy wygolone, twarze blade, oczy zamknięte... ręce złożone... w białych habitach z czarnymi szkaplerzami na piersiach!... Czekam, aż przejdą, trę oczy, zamykam... otwieram, a oni wciąż idą... idą... i śpiewają! Spociłem się do siódmej skóry, psiatwarz! Nieznacznie chciałem zobaczyć, gdzie idą, oglądam się, a oni chodzą tylko dokoła mojego posłania. Spałem przy ścianie... macam... ściany niema!... Jezus Marya! zaczęły mi zęby kłapać... Miałem przy poduszce flaszuchnę gorzałki, było tego z pół kwarty... muszę mieć wódkę, bo jak wstaję to