Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.
155
LILI

i rozkładała je na łóżku i na koszu.
— Jańcio zaraz przyjdzie; niech pan poczeka — szepnęła i, nie zważając na niego, krzątała się dalej koło obiadu, który skwierczał na małym, żelaznym piecyku, rozpalonym do czerwoności.
Swąd z przypalonego tłuszczu rozchodził się po całym pokoju, nadzwyczaj małym i brudnym, w którym do tego panował niechlujny nieład włóczęgowskiego życia.
Zakrzewski siadł przy stole, zarzuconym szminkami, pudrem porozsypywanym, niemytymi talerzami i szklankami, kawałkami chleba, pokapanym stearyną, bo świecę się przylepiało wprost do stołu. Siedział i czekał coraz nie-