Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.
158
WŁ. ST. REYMONT

się marnuje w teatrze? — pytała, krając ciasto na makaron. — Z miłości, nieprawdaż? — dodała.
— Pani wiesz...
— Wiem znacznie więcej jeszcze; wiem i to, że pan jesteś młody, szlachetny, uczuciowy i bardzo niedoświadczony, bardzo wierzący ludziom, pięknym słowom, słodkim spojrzeniom, przysięgom, słowem temu, czemu najmniej można wierzyć.
— Nic pani nie rozumiem; do czego pani zmierza? — zapytał.
— Ja? do niczego, mówię ot to, co mi życzliwość podyktowała. Żal mi poprostu pana.
— Dziękuję pani za współczucie i, żeby uspokoić pani dobre serce, powiem otwarcie, że już tylko dni kilka przedziela mnie