Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.
11
LILI

skrzyżowanemi rękami piersi, bo przez cienkie sukno rysowały się zbyt wyraziście. Korczewska roześmiała się, nie podnosząc oczów z nad kółka, a Gałkowska obejrzała ją przymrużonemi złośliwie oczami i rzuciła pobłażliwie:
— Nigdy nie wychodzi z roli naiwnej! Mascota! — dodała ciszej i urągliwiej.
Lili nie słuchała, okryła ramiona jakąś podartą chustką Korczewskiej i usiadła na koszu. Siedziała czas jakiś w milczeniu, tylko bujała zajadle nogami i biegała oczami po ścianach pokoju, malowanych w ordynarny niebieski deseń, po którym ściekały od sufitu brudno żółte smugi wilgoci, po łóżku, okrytem szydełkową kapą i stosem coraz mniej-