Ta strona została uwierzytelniona.
168
WŁ. ST. REYMONT
a potem powróciwszy do salonu, do panien, pił znowu likier z doktorem i patrzył bezmyślnie na blondynkę, która rozłożyła przed nim album i pokazywała różne chwały rodzinne.
Nie wiedział dobrze, co się z nim dzieje; rozmarzyło go ciepło, likiery i ten ból, który pomimo wszystkiego, przeorywał mu serce. Czasem bezwiednie spoglądał na zegarek, ale wtedy panny zaklinały go, aby pozostał; więc siedział, starając się być najprzyjemniejszym towarzyszem i odpowiadając ze szczerością na życzliwe zapytania doktora, tyczące się jego rodziców, majątku i t. p.
— Musi mi pan w pewnej sprawie dopomódz! — zaczęła