Ta strona została uwierzytelniona.
170
WŁ. ST. REYMONT
i śpiesznie oglądał kartki z nazwiskami, poprzylepianemi do paczek. Odetchnął głęboko, bo swojego nie znalazł; ale nazwisko Lili, które ujrzał na mniejszej od innych paczce, przykuło mu oczy dłużej.
— Tej pannie posyłam trochę mniej! — zauważyła doktorowa z dyskretnym uśmiechem.
Spojrzał na nią pytająco, nie śmiejąc się odezwać.
— Bo, podobno... ktoś się nią opiekuje dosyć gorliwie, więc musi jej na niczem nie zbywać. Te panie umieją sobie radzić! — wzruszyła pogardliwie ramionami.
— Pani dobrze wie, że się nią kto opiekuje? — zapytał cicho, tak cicho i złowrogo, że dok-