Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.
173
LILI

mocno wzburzony i nie witając się, zaczął z miejsca:
— Ja mam do pana wielki żal, mogę powiedzieć, pretensyę, powinienbym nawet żądać od pana satysfakcyi — mówił podniesionym głosem, stukając kijem w podłogę.
— Cicho pan bądź, widzisz, że Olkowski chory — rzekł Leon zimno.
Przypuszczał, że Szalkowski widział wczoraj wszystko i przyszedł robić awanturę, ale było mu to obojętnem w tej chwili; położył się na łóżku i patrzył w sufit.
— Przepraszam, bardzo przepraszam — szepnął Szalkowski, zniżając głos.
— Słucham pana! Mogę panu