Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.
187
LILI

ciały gdzieś daleko, zapatrzone w słońce.
— Skręcamy na lewo! To Smardzew państwa Kozłowskich. Sześćdziesiąt włók, długów mało, dwie córki i żona, lubią się bawić — odezwał się Korczewski, czytając z kartki objaśnienia o właścicielu.
Skręcili zaraz na ledwie przetartą dróżkę, obsadzoną dwoma rzędami brzezinek, w połowie powyłamywanych. Już zdaleka, wprost drogi, widniał wysoki dwór i migotał w słońcu oszkloną werendą i kilkunastu oknami, wielki ogród rozciągał się z jednej strony, a z drugiej, po za wysokim żywopłotem ze świerków, widać było dachy licznych zabudowań gospodarskich.