Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.
193
LILI

niu!... Nie powozem jechaliśmy, więc przemarzłem do kości...
Zaczął grzać ręce przy samo warze, a patrzył na pękatą butelkę z wódką, stojącą na stole.
— A możebyście panowie herbaty, tego i owego, wódeczki? Proszę bardzo, jak u siebie w domu! Franka! Maryna! A pódź tu która! — huknął dziedzic, uchylając drzwi. — Bo to, panie, kobiety szykują się do kościoła. — Maryna! szturmaku jeden, a ruszajno się i nalej panom herbaty, a żywo! — krzyczał do rozrosłej, czerwonej i bosej dziewki, która się wsunęła do pokoju, pochyliła się do kolan, pocałowała gości w ręce, ujmując je przez zapaskę i nalewała herbatę.
Dziedzic poprzysuwał im różne