Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.
209
LILI

i chodził po pokoju, wyglądając co chwila oknami.
Milczenie zaległo głębokie. Po kilkakroć Leon zaczynał mówić, ale w miejsce odpowiedzi widział zawsze ten zimny, ostry uśmiech, jednostajny ruch palców rozczesujących bokobrody i martwe jasne oczy, podobne do rybich, wpatrzone w okno. Więc żeby przerwać nieco nudę, usiadł do otwartego, wspaniałego fortepianu i wziął kilka akordów.
Kuczborski wolno i najspokojniej podszedł, zamykając mu fortepian przed nosem i powracając do dawnej przechadzki po pokoju. Leon się zerwał i groźnie spojrzał; ale znowu zobaczył ten sam uśmiech, ruch palców i martwe oczy, więc usiadł w jakimś