Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.
211
LILI

tecznemi szafami i półkami, pełnemi flaszek, chomąt, szorów, starego żelastwa i modeli narzędzi rolniczych. Na ścianach, obok wspaniałych sztychów, wisiały plany płodozmianów, broń myśliwska, cały komplet batów i malowane ogrodowizny.
— Właściwie czego panowie chcecie? — zagadnął po długiem milczeniu Kuczborski.
Zakrzewski wyłuszczył cel odwiedzin.
— Nie cierpię takich głupich małpowań sztuki. Teatr uważam za rozsadnik głupstwa, słyszysz pan, za rozsadnik głupstwa — powtórzył z naciskiem. — Aktorów przepędziłbym przez rózgi i zamknął w domu poprawy. Słyszysz pan?