Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.
216
WŁ. ST. REYMONT

kajów, zaprowadzili ich do olbrzymiego salonu i zniknęli.
Salon był piętrowy z kolumnadą marmurową, podtrzymującą galerye dla muzyki, umeblowany z przepychem, ze wspaniałymi obrazami na ścianach stiukowych; wielkie weneckie okna wychodziły na park.
Czekali minut kilkanaście; nikt się nie zjawił. Panowała głucha cisza dokoła, jakby nikogo nie było w całym pałacu. Pootwierane drzwi pokazywały długą amfiladę pokojów, również wspaniale urządzonych. Leon przeszedł cały szereg pokojów, obejrzał tysiące kosztownych cacek, porozstawianych po kominkach i stoliczkach, jedwabne obicia ścian, meble, starożytne biurka i zegary, kosze