Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.
226
WŁ. ST. REYMONT

i ciągle wspominał swojego dziadka kasztelana.
Dobrze już po północy szlachcic odesłał ich swoimi końmi, ale tak pijanych, że nie wiedzieli o Bożym świecie.
Na drugi dzień Zakrzewski stanowczo nie chciał jechać w drugą stronę okolicy; miał dosyć dnia wczorajszego. Pojechał Korczewski z Jańciem, któremu miłosierdzie miasta sprawiło na gwiazdkę palto zimowe, a bielizny i butów pożyczył Leon, bo miał występować w jego roli, w roli benefisanta.