Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.
241
LILI

łem, że chodzi do kościoła, nigdy z nią tam nie byłem.
— Mój panie, a za cóż to pan nas ma, jesteśmy przecież dobre katoliczki.
— Pójdę po nią.
— Zaczekaj pan, zaraz przyjdzie, ona lubi sama bywać w kościele.
Ale Leon nie słuchał, tylko poszedł, bo matka tak gorąco prosiła, aby Lili nie przeszkadzał się modlić, że ona zaraz powróci, iż w nim zadrgało jakieś podejrzenie.
— Ciekawy jestem, czy ją zastanę w kościele! — myślał z trwogą.
Odszukał ją w jednej z bocznych, prawie ciemnych kaplic, klęczała przed ołtarzem i modliła