Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.
250
WŁ. ST. REYMONT

znowu cichszym jeszcze głosem, odsuwając się nieco.
— Później! Będziesz moją żoną, ojciec da mi w dzierżawę jeden folwark, jak to już obiecał, i będziemy gospodarowali, a przedewszystkiem będziemy się kochali. — Gadał rozpłomieniony i porwany blizkością urzeczywistnienia się marzeń, nie zwracał uwagi na dziwny jej stan, przypisywał go chorobie lub znużeniu.
— A może w piątek niewygodnie, chcesz, to się jeszcze zatrzymamy z dzień? No kiedy? powiedz najdroższa, kiedy?
— Nigdy! — odpowiedziała bezdźwięcznie, ale z wielką stanowczością.
— Co? co? — Nie wierzył uszom.