Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.
256
WŁ. ST. REYMONT

przy sobie, nigdy... nigdy! nigdy! szalała z rozpaczy, wiła się z męki i przyduszonym przez nieopowiedziany strach głosem wołała:
— Lwie mój, o mój dobry! mój jedyny, mój szlachetny, o życie moje! Zabij mnie, a nie pozostawiaj samą! Zabij, a weź mnie ze sobą!...
Ale nikt się nie zjawiał, a jej żal i rozpacz rozrastały się jeszcze, więc żeby zapanować nad sobą, żeby się zagłuszyć, powtarzała ciągle:
— Musiałam, musiałam... musiałam... — I po tysiąc razy przypominała sobie, że przecież ona nie mogłaby, nie powinna zostać jego żoną, jej nie wolno zostać jego żoną. Byłaby z największem szczęściem została jego kochanką,