Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.
260
WŁ. ST. REYMONT

przed tem samem i choćbym życiem zapłaciła, nie dam cię nieszczęściu, nie dam, córko moja, duszo moja, — zaczęła trząść się w płaczu.
— O, moja mamo! moja mamo! — wołała Lili, widząc jej łzy i oplotła ją ramionami, całowała po rękach, objęła za szyję i przytuliła rozgorączkowaną, zapłakaną twarz do jej chłodnej twarzy, po której sznur łez cichych ciągnął się nieprzerwanie.
Mrok je otulał coraz gęstszy swoim smutnym, szarym całunem, jaki rozwiewał nad wszystkiem co razem z dniem umarło, a one wciąż płakały, jednocząc łzami dusze we wspólnem morzu bólu.
Noc już zaglądała przez szyby