Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.
272
WŁ. ST. REYMONT

niał, wyszedł z szynku, zamówił miejsce w karetce pocztowej i poszedł na przedstawienie.

Z pogardą przyglądał się wielkiej stajni, przemienionej na salę teatralną. Wielka murowana obora bez sufitu, o nagich, odartych i zaplugawionych ścianach, o dachu, przez który prześwitywały gwiazdy, zmieniła się do niepoznania. Szereg mocno ści-