Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.
279
LILI

stego mazura, aż konie kwiczały i gryzły się, a galerya przed bramą gwizdała.
Odwrócił się od portyer i spotkał się oko w oko z Lili, która w tej chwili weszła na scenę.
Zatrzymała się na chwilę i przeszła do garderoby bez słowa.
Słyszał później, siedząc na swojem miejscu, jej głos, słyszał szum sukienek. Wybuchała co chwila śmiechem bardzo wesołym, nuciła półgłosem i żywo coś opowiadała Korczewskiej, a potem kłóciła się z Szalkowską o puder.
Pomimo zimna, jakie panowało za kulisami, było mu strasznie gorąco: ten głos zalewał go żarem, a każdy dźwięk oderwany zapalał mu w sercu nowe, potężne ognisko.