Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.
288
WŁ. ST. REYMONT

Gdy przyszedł, nikt go nie zauważył, bo temperatura w sali była już mocno szlachecką. Kilkadziesiąt osób obsiadło wielki stół i piło, krzyczało, wznosiło ustawicznie zdrowia, sypało dwuznacznikami, umizgało się do aktorek. Gwar zalewał salę nierozplątany. Śmiechy przewalały się całą falą, przygłuszając co chwila fałszywe tony muzyki, specyalnie sprowadzonej, która grała w sąsiednim pokoju.
Znalazł miejsce naprzeciw Lili, przy której siedział hrabia z ramieniem opartem o jej krzesło, nie poznał jej prawie; była w nadzwyczajnym humorze, piła szampana, którego jej ustawicznie dolewał hrabia; śmiała się całą piersią i tak swobodnie rozmawiała,