Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/300

Ta strona została uwierzytelniona.
294
WŁ. ST. REYMONT

— Dlaczego? — rzucił gwałtownie.
— Nie... kocham pana! — wydusiła wolno, wyraźnie akcentowała każde słowo, chwytając się równocześnie balustrady, aby nie upaść.
— I nie kochałaś mnie nigdy, bo miałaś kochanka, bo masz go i teraz! — zawołał chrapliwie.
— Miałam kochanka... mam i teraz kochanka, mam.
Głos się jej złamał, zabrakło jej dźwięków, patrzyła błędnie na łby końskie, wychylające się z za sztachet ogródka.
— I mówisz to tak bezwstydnie, że masz kochanka, i mówisz to mnie, mnie! — krzyknął, rzucając się z pięściami do niej,