Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
31
LILI

w letnim płaszczyku, nie mieć czem palić, to jest więcej, niż człowiek znieść potrafi, to jest nazbyt okropne!... — mówiła Gałkowska i rozpłakała się. Łzy jak groch sypały się na sinawą, wypudrowaną twarz i ryły w niej brózdy żółtawe. Nie powstrzymywała ich, tylko płakała coraz ciężej a ciszej.
Po zebranych powiało jakieś mroźne tchnienie, strawione nędzą i tułaczką twarze powlekły się smutkiem i martwotą, a oczy bezmyślnie zatopiły się w okna, po za któremi była mroźna zima i szeroki, wielki, zimny świat; w tej chwili wszyscy odczuli całą swoją nędzę i niejednemu zadrgał w sercu głuchy, wściekły, bo bezsilny ból i żal do świata i do