Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.
35
LILI

się odezwał. Jaki on śliczny ten mąż pani Szalkowskiej, musi go karmić samemi bakaliami.
— Todziu! Pan się mnie nie czepiaj!
— Todziu, pilnuj się, chłopaczku, bo możesz stracić miejsce.
— Daj spokój, Kos, zawiele sobie pozwalasz, cóż znowu! — szeptał trwożnie Todzio.
— Może który z panów zagra benefis! — zaproponowała Korczewska.
— Dobra myśl! Tylko co grać i kto benefis weźmie? Okolica już jest potężnie wypleniona, przecież Stobek grasował tutaj przez dwa miesiące.
— Będziemy grać składanki! Dobrze! Panie Zakrzewski, siadaj pan, piszemy natychmiast afisz,