Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.
68
WŁ. ST. REYMONT

gdyś wiśniowe, i również niegdyś było aksamitne i całe, bo teraz nie miało żadnej barwy, a dziury i szwy niezliczone i końce wyłażących sprężyn, pokryte były szydełkowym pokrowcem. Stół staroświecki, okrągły, na jednej nodze, okryty włóczkową serwetą, dźwigał wielką lampę osłoniętą abażurem z niebieskiej bibułki i stojącą na patarawce z zielonej włóczki, imitującej trawę, z której wychylały się różowe gniazdka, pełne żółtych ptaszków, wyciągających niebieskie dzioby. Na ścianach, pokrytych blado-niebieskim papierem w róże czerwone, wisiały jakieś stare fotografie, majaczące spłowiałemi, zatartemi twarzami, jak widma, kilka pożółkłych portretów sławnych