Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.
76
WŁ. ST. REYMONT

rzeką, wielką masą świerków. Chodził alejami zasypanemi zupełnie śniegiem i przez zaspy przedostał się na wysepkę, położoną w środku zamarzłego stawu, z którego wiatr wymiatał śnieg; na wysepce stała altana, osłonięta kołem wielkich świerków i modrzewi; usiadł tam, obejrzał się po roztrzęsionych, rozchwianych, nagich gałęziach drzew, po tej olśniewającej białości śniegu, po dalekich czarnych liniach horyzontu, zamkniętego lasami, i zerwał się szybko, chciał gdzieś biedz, czy uciekać, ale znów po chwili usiadł i, chociaż mu zimno było myślał:
— A co dalej? A co dalej? — powtórzył głośno i aż się przestraszył dźwięku własnego głosu.