Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.
82
WŁ. ST. REYMONT

A jeśli — wzdrygnął się i spojrzał szybko przed siebie, jak człowiek, któremu niespodzianie grunt usuwa się z pod nóg. Zaczął poświstywać i rozbijał laską śnieg przydrożny, szukał jakiegoś wyjścia, ale napróżno. — Coś się zrobi. Jakoś tam będzie! Czegóż ma się kłopotać: ożeni się z nią, zawiezie ją do domu, przyjmą ich dobrze — to dobrze; a nie, to... to... jakoś tam będzie. — Pomyślał i odważnie ruszył naprzód. A musiał już serjo się zdecydować na coś, bo w teatrze dłużej siedzieć nie mógł. Miał jeszcze kilkanaście rubli i czuł denerwujący dreszcz, na myśl, że mogłaby przyjść chwila, w której trzeba wieść życie takie, jak wszyscy jego koledzy teatralni.